piątek, 31 maja 2013

Podsumowanie miesiąca - Yankee Candle

   Przyznam szczerze, że po wczorajszym ożywieniu spowodowanym ilością zaprezentowanych lakierów mam spore obawy przy tym poście. Dla wyjaśnienia - lakiery nie kupiłam w przeciągu jednego miesiąca (o czym pisałam w komentarzach). Pokazałam Wam po prostu część nieopublikowanych jeszcze buteleczek, które nie miały swojego debiutu na blogu, a zostały kupione w przeciągu kilku ostatnich miesięcy (sephorowy maluch liczy sobie już prawie pół roku, ale przez cały ten czas leżał w koszyczku "do publikacji"). Myślałam, że dobrze sobie radziłam z niekupowaniem lakierów, ale skutecznie wyprowadziłyście mnie z błędu :D

  Yankee Candle to natomiast zupełnie inna historia. I moje bardzo wielkie uzależnienie... No cóż, ten post może być podporą dla wszystkich uważających, że przesadzili z kupowaniem... Pocieszam się jedynie tym, że mam większość interesujących mnie dostępnych w Polsce zapachów w formie wosków, więc nic więcej mnie nie kusi.


   Zamówienia były trzy. Pokazuję tylko dwa, ponieważ jedno było przeznaczone na upominki, a do mnie trafił tylko jeden wosk - Black Coconut. Możemy uznać, że go nie było (co polepszy moje samopoczucie).



    Zamówienie z ChocoBath. To mój faworyt spośród sklepów z asortymentem Yankee Canlde. Zdecydowanie Wam go polecam! Trafiły do mnie głównie owocowe zapachy, czyli takie jak lubię najbardziej. Mamy tu kilka nowych aromatów do wypróbowania jak i uzupełnienie Fruit Fushion, Bahama Breeze oraz Vanilla Cupcake.

   To zamówienie było całkiem niespodziewane. Miałam okazję kupić kilka niedostępnych w Polsce zapachów Yankee, więc nie mogłam nie skorzystać. Jak na razie odpaliłam trzy z nich i powiem Wam w tajemnicy, że jeden z nich stał się moim absolutnym faworytem!

  Oprócz wosków zamieszczonych na powyższych zdjęciach trafił do mnie już wspomniany Black Coconut oraz River Valley. A w drodze jest kolejne mini zamówienie, którego część jest dla mnie, a część dla Was. Także bądźcie czujne, bo nadal świętujemy drugie urodziny Herself & I!



czwartek, 30 maja 2013

Zakupowe podsumowanie

Ostatnie dwa miesiące to u mnie pod względem zakupów nowych kosmetyków powód do zadowolenia. Nie kusiło mnie wiele rzeczy, a jedynym momentem napadu na sklepowe półki było -40% w Rossmannie, ale i tym razem zachowałam zdrowy rozsądek.


   W pokazywaniu lakierów straciłam rachubę i nie wiem co już się pojawiło, a co jeszcze nie. Tak więc na zdjęciu Wibo i Lovely z promocji oraz reszta 'nowszych' nabytków m.in. Sephora, Revlon, Sally Hansen, Golden Rose, czy Essence. Mam już przygotowane zdjęcia do części z nich, więc spodziewajcie się lakierowego tasiemca. Korektor Miss Sporty to mój jedyny nie-lakierowy zakup z Rossmanna.

   W przeciągu 2 miesięcy kupiłam jedynie dwa produkty w pełnowymiarowej cenie - lip tinty Bell. Nr 5 to ostatnimi czasy mój ulubieniec.

   Paletka Sleek Oh So Special to wynik współpracy z Alledrogerią. Więcej szczegółów już niebawem!


   W tym miesiącu dotarły do mnie kosmetyki od Abacosun, o czym informowałam Was już na fb. Muszę przyznać, ze zapowiadają się bardzo dobrze.
   Ostatnia przesyłka pochodzi od Maliny. Zostałam wybrana do testowania dwóch produktów w ramach Malinowego Klubu. Recenzje kremu możecie przeczytać TU. O odżywce na razie powiem tylko tyle, że bardzo mnie zaskoczyła.

wtorek, 28 maja 2013

Testuję z Maliną: Krem nawilżający Corine de Farme


   Jakiś czas temu dostałam od Maliny w ramach uczestnictwa w Malinowym Klubie dwa produkty. Dziś zapraszam na recenzję pierwszego z nich.


   Produktem tym jest krem nawilżający z masłem Karite i rumiankiem firmy Corine de Farme. Jest to produkt składający się w 98% z naturalnych składników. Brzmi ciekawie, prawda?

 
   Produkt dostajemy zapakowany w biały, estetyczny kartonik, na którym znajdziemy informację o jego naturalności kremu, braku parabenów oraz sztucznych składników oraz informację, że jest to produkt hipoalergiczny.


   Plusem kremu jest dla mnie fakt, że zamknięty jest w tubce z miękkiego tworzywa. Jest to zdecydowanie bardziej higieniczna forma niż odkręcane słoiczki. Jak już wspomniałam plastik jest miękki, więc nie powinien stwarzać oporów przy próbach wydostania ze środka końcówki kremu.


   Tubka zamykana jest na "klik", czyli tak jak lubię najbardziej. Nie ma obaw, że się otworzy i zawartość wydostanie się na zewnątrz. Zakrętka ma płaską końcówkę, więc możemy spokojnie postawić na niej nasz krem.


   A teraz kilka słów od producenta:
" 98% naturalnych składników.
Stworzony ze specjalnie wyselekcjonowanych składników dla zapewnienia doskonałej ochrony i pielęgnacji nawet najbardziej wrażliwej skóry.
Intensywnie nawilża* skórę i chroni ją przed przesuszeniem. Jest teraz gładka, miękka i miła w dotyku. Krem chroni ją także przed niekorzystnymi warunkami zewnętrznymi. 
Delikatna i jedwabista formuła kremu szybko się wchłania. Stanowi świetną bazę pod makijaż
* Nawilżanie wierzchnich warstw naskórka"

Dla zainteresowanych skład:

   Co mogę o nim powiedzieć? Naprawdę fajnie nawilża. I nie powoduje u mnie zaczerwienienia skóry chwilę po aplikacji tak jak większość drogeryjnych kremów. Skóra po nim jest gładka, miękka i miła w dotyku tak jak to twierdzi producent. Ma on lekką, trochę żelową konsystencję i szybko się wchłania, co dla mnie jest ogromnym plusem. Bardzo dobrze sprawdza się jako baza pod makijaż, bo głównie w tym celu go stosuję.
Od początku bardzo spodobał mi się zapach, nie kojarzy mi się on z niczym innym oprócz tego kremu. Dla tych, którzy nie lubią mocno wyczuwalnych zapachów w kosmetykach powiem (a raczej napiszę), że szybko się ulatnia, co także jest plusem, ponieważ przez dłuższy okres używania mógłby stać się irytujący.
Kolejnym wielkim plusem jest to, ze krem nie zapycha mojej skóry, czego trochę się obawiałam.
Niestety zupełnie nie wiem jak wygląda sprawa z jego dostępnością. Opakowanie 'twierdzi', że wyłącznym dystrybutorem jest Forte Sweden.
Edit! Dzięki Ani już wiem, że krem ten można dostać w Hebe, Auchan oraz można też go szukać w Tesco!


   Podsumowując, zdecydowanie polecam ten krem wszystkim, którzy szukają czegoś naturalnego i hipoalergicznego. Jest to naprawdę fajny i w dodatku niedrogi (cena z wizaż.pl: 15zł) produkt godny uwagi.

niedziela, 26 maja 2013

II Urodziny Bloga świętować czas zacząć...

   Dnia 11 czerwca stuknie 2 lata mojego pobytu w blogosferze. Wszelkimi przemyśleniami ze wspólnie spędzonego czasu pewnie podzielę się z Wami w dzień urodzin bloga, ale już dziś zapraszam Was do wspólnego świętowania.
   Na początku myślałam o jednej dużej nagrodzie, ale ostatecznie uznałam, że lepsze będzie kilka mniejszych. Konkursy będą pojawiać się do dnia 11 czerwca. Jeszcze nie wiem ile ich będzie (na pewno więcej niż jeden), a nagrody jak i same formy będą różne.

   Dziś zapraszam na konkurs wymagający najmniej pracy, czyli rozdanie.


Co możecie wygrać?
  1. Lakier Lovely Gloss Like Gel nr 402
  2. Lakier Wibo Express Growth nr 486
  3. Paletka cieni Catrice nr 060 Rumble In The Jungle
  4. Wosk Yankee Candle w  moim ulubionym zapachu Fruit Fushion

Co zrobić, aby wziąć udział w losowaniu?
Wystarczy być publicznym obserwatorem Herself&I

Jak zwiększyć swoje szanse na wygraną?
  1. Dodać Herself&I do swojej listy obserwowanych blogów (blogroll) + 3 losy
  2. Polubić Herself&I na fb (z konta prywatnego lub blogowego) + 3 losy (w wypadku kont prywatnych w szablonie proszę o podanie imienia i pierwszej litery nazwiska)
  3. Wspomnieć w swoim poście o rozdaniu i dodać link przekierowujący + 2 losy
  4. Dodać u siebie baner boczny z przekierowaniem + 1 los
  5. Stałe komentatorki widoczne w zakładce w dniu podliczania +2 losy
 Zasady:
  1. Zgłaszamy się raz. Osoby zgłaszające się kilka razy zostaną wykluczone z udziału
  2. Zgłaszać mogą się jedynie osoby pełnoletnie
  3. Nagrodę wysyłam jedynie na terenie Polski
  4. Post zamieszczamy na stronie głównej bloga (zakładki rozdania/konkursy nie będą uznawane)  oraz w osobnym poście/pod notką niedotyczącą kilku rozdań jednocześnie (nie uznaję postów zbiorowych, w których autor wymienia kilka rozdań). W tym wypadku nie ma dyskwalifikacji, po prostu nie uznam dodatkowego losu. 
  5. Zwycięzca zostaje wybrany drogą losowania poprzez classtools.net
  6. Zwycięzca zostaje ogłoszony na blogu i ma 3 dni na skontaktowanie się ze mną (data zakończenia rozdania nie jest datą ogłoszenia wyników) 
  7. Jeśli zwycięzca się nie zgłosi wybieram kolejnego.
  8. Rozdanie trwa od dziś 26.05.2013 do 16.06.2013 do północy

Szablon:
Obserwuję jako:
Email:

Lubię na FB jako:
Notka o rozdaniu: NIE/TAK (link)
Blogroll: NIE/TAK (link)
Pasek boczny: TAK/NIE

piątek, 24 maja 2013

Dots on silver


   Jak mogłyście już zauważyć lubię proste i efektowne zdobienia paznokci. Te wielobarwne, mini elementowe wzorki są piękne i uwielbiam je podziwiać, ale sama zdecydowanie nie mam do nich cierpliwości. Dlatego też skupiam się na tych prostyszych, które mimo braku nakładu wielkiej pracy zwracają na siebie uwagę.
   Dziś jedno z takich zdobień. Na srebrnym tle (w tej roli Essence nr 141) umieściłam kolorowe kropki różnych rozmiarów. Kolory bardzo wiosenne i kontrastujące (lekkim niewypałem było użycie różowego neonu Golden Rose - jest zbyt transparentny) odcienie.










   Całość jak dla mnie warta uwagi. Nie ma wiele pracy, a efekt - same oceńcie.

PS.
Zapraszam Was do polubienia mojego blogowego nowo założonego Fun Page'u na Facebooku :)

czwartek, 23 maja 2013

O zapachach od Paradisi ciąg dalszy, czyli co o świeczkach mówi producent


   Od firmy Pardisi oprócz sojowych wosków dostałam także świece w puszcze o orientlanym, liliowym zapachu. Przyznam szczerze, że nie jestem specjalną miłośniczką świec (drażni mnie w nich zapach spalającego się knota).

   Wax Filled Tin Candle to świeca zapachowa w nowoczesnej puszcze, która mimo swoich niewielkich rozmiarów, ma w sobie ogromny potencjał. Według producenta idealnie nadaje się do mniejszych pomieszczeń.

   Nie znalazłam nigdzie informacji o gramaturze świecy, jedynie o czasie jej palenia. Producent popełnił tu ogromny błąd twierdząc, że świeca pali się 25h (+/- 3h). Przy odpowiednim pierwszym rozpaleniu (pamiętajcie, że za pierwszym razem świeca musi roztopić się od ścianek, bo inaczej zacznie tunelować) świeca ta paliła się u mnie 37 godzin! (dokładnie 37 godzin i 18 minut).

   Wariant zapachowy jaki mam (a raczej miałam, bo świeczkę już wypaliłam) to Stargazer Lily, czyli kwiatowa wariacja z mocno wyczuwalną orientalną lilią. Piękny, ocieplający zapach, idealny na chłodniejsze dni wiosny, czy lata (np. dziś - tylko 8 stopni brrrrr...). Nie jest specjalnie mocny, ale zdecydowanie wyczuwalny.

   Mimo, że nie jestem miłośniczką kwiatowych zapachów (zdecydowanie wolę te owocowe, z kwaskową nutą) orientalna lilia podbiła moje serce podczas palenia. Na sucho zapach był odrobinę inny, dla mojego nosa lekko chemiczny, ale szybko zastąpił go piękny, kwiatowy aromat.

   Podsumowując, z czystym sumieniem polecam te świeczki. Piękny zapach i całkowicie akceptowalna cena w stosunku do jakości i czasu palenia to ich główne zalety.

Dane techniczne:
Nazwa recenzowanego zapachu: Stargazer Lily/Orientalna Lilia
Inne warianty zapachowe: Peonia, Dzikie Kwiaty, Frezja, Biały Jaśmin, Dziki Wiciokrzew
Czas palenia wg producenta: 25h (+/- 3h)
Rzeczywisty czas palenia: 37h
Cena: 29,90 zł
Gdzie kupić: Paradisi



   Z tym woskiem łączyłam wielkie nadzieje. Liczyłam na mocny aromat limonki w wersji mocno świeżej, owocowej. No cóź, tak się dzieje, jak nie czyta się opisów. French Lime to lilia połączona z zapachem cytrusów, które grają tu drugie skrzypce. W zapachu można doszukać się także bardzo delikatnych kwiatowych nut. Zapach niestety dość ulotny i szybko znika.


  
   Ylang Ylang to miłe zaskoczenie. Zapach dość perfumeryjny, kwiatowo-pudrowy. Można doszukać się w nim róży. Producent wspomnina także o fiołkach, ale ja osobiście ich nie czuję. Zdecydowanie przypadł mi do gustu. Zapach jest mocny, kawałek ok 1/3 całego wosku wyczuwalny jest około 15-16 godzin.

Cena: 9,5 zł (w obecnej promocji 6zł)
Gdzie kupić? Strona internetowa Paradisi
Więcej informacji technicznych o woskach Paradisi możecie przeczytać w tym poście: KLIK

środa, 22 maja 2013

Wyniki rozdania

Mega spóźnione, za co bardzo przepraszam. Brak czasu na cokolwiek, ale już oficjalnie wracam.

Nie przedłużając. Zwycięzcą jest....



Inaccessible! Gratulacje.

Standardowo proszę o kontakt za mną z maila podanego w zgłoszeniu.

A dla tych, którym tym razem się nie poszczęściło, już niedługo będę miała kolejną okazję do spróbowania swojego szczęścia ;>

Ps. 
Pamiętajcie, że od jutra w Rossmannach obowiązuje -40% na całą kolorówkę! 

czwartek, 16 maja 2013

Woski Paradisi


   O Yankee Candle słyszał już chyba każdy. Wraz z ich ciągle rosnącą w Polsce popularnością na przeciw pachnącemu trendowi wyszły nowe firmy. Dziś chce Wam przedstawić alternatywę dla pachnących tart YC - woski Paradisi.

   Woski te są 100 procentowo naturalne, wykonane z roślinnego wosku sojowego (nie zawierają w sobie parafiny). Są one ekologiczne, biodergradowalne, nie zawierają szkodliwych pestycydów. Według producenta dodatkowo idealnie utrzymują zapach i równomiernie go wyzwalają

   "Woski sojowe używane są do produkcji najbardziej luksusowych świec zapachowych. Woski Paradisi to fantastyczna alternatywa dla olejków zapachowych do kominków bądź podgrzewaczy zapachowych. Wosk sojowy pozwala na rewelacyjne rozprzestrzenianie się zapachu i jest ekonomicznym sposobem, aby cieszyć się pięknymi zapachami Paradisi. 
Nasz wosk jest znany z jakości i czystego spalania, a także wytwarza szybko i długo unoszący się aromat, co jest rezultatem niskiej temperatury topnienia i mniej rozgrzewającego sie wosku. Soja nie osadza sie tak jak zwykła parafina, dzięki czemu łatwiej ją zmyć sciereczką ciepłą wodą i mydłem. " (zaczerpnięte ze strony paradisi.pl)

 



  Kiedy dostałam wiadomość od Pana Jakuba, czy nie chciałabym przetestować kilku zapachów od razu się zgodziłam. Jako maniaczka wszelkiego rodzaju wosków nie mogłam odmówić przetestowania czegoś nowego. Muszę w tym miejscu bardzo pochwalić Paradisi i Pana Jakbua za fachowość i bardzo miły kontakt oraz szybkość wysyłki. Paczka była u mnie w ekspresowym tempie.

   Do testów dostałam 7 wosków i puszkową świeczkę. Pierwsze co zauważyłam jeszcze przed otwarciem przesyłki to bardzo intensywny zapach z dodatkiem nieprzyjemnej dla mojego nosa nuty. Przyznam szczerze, że fakt ten odrobinkę mnie zniechęcił, ale to złe pierwsze wrażenie zniknęło już po odpakowaniu pierwszego wosku.


  
    Woski Paradisi mają kształt serca i pojemność 25g (woski YC - 22g), kosztują 9zł (obecnie są w promocji za 6zł/szt). 
    Na pierwszy ogień poszedł u mnie zapach Citrus Bomb.



   Po odpakowaniu wosku z folijki zapach delikatnie się zmienia. Zniknęła ta nieprzyjemna nuta, która irytowała mnie przy wąchaniu na sucho przez folię. 
   Wosk ma inną gęstość/konsystencję niż tarty YC. Jest zdecydowanie bardziej "śliski". Odrobinkę się kruszy, ale nie "granulkuje". 


                                   
   

   Wosk szybko się rozpuszcza i od razu zaczyna wydzielać zapach. 



   Citrus Bomb to tak jak wskazuje nazwa mix cytrusów. Czuję w nim kwaśną pomarańczę, odrobinkę cytryny z dodatkiem cukru i jakimś bliżej mi nie określonym słodkim kwiatkiem. Mieszanka mocno cytrusowa, czyli idealnie trafiająca w mój gust.

   Zapach nie jest mega mocny, raczej subtelny i otulający. Palił się u mnie łącznie około 15 godzin (z przerwami oczywiście) zanim całkowicie przestałam go czuć przy wejściu do pokoju. Wynik całkiem dobry biorąc pod uwagę fakt, że do kominka wrzuciłam około 1/3 całości. W ostatnich godzinach był już bardzo delikatny i mało wyczuwalny.

   Czy polecam? Na pewno warto spróbować i samemu ocenić, czy wolimy naturalne, sojowe woski, czy skład jest nam obojętny. Ja nie jestem jakąś ogromną fanką naturalnych produktów, która ciągle szuka naturalnych alternatyw, ale woski są miłą odmianą w moim kominku. Jeszcze raz powtarzam, aby nie zrażać się zapachem przez folię, jeśli się nam nie spodoba (jak mi). Po rozpaleniu zapach staje się bardziej naturalny, subtelny. 

Woski Paradisi możecie kupić tutaj - Sklep Paradisi. Do wyboru mamy 13 wariantów zapachowych oraz wiele różnych rodzai świec.




To, że produkty zostały mi przysłane w ramach współpracy nie miało żadnego wpływu na moją recenzję oraz odczucia co do zapachów.


PS.
Wasze trzymanie kciuków podziałało! Bardzo dziękuję za to każdej z Was. Jeszcze nie puszczajcie :) Życzę Wam miłego czwartkowego wieczoru, a ja wracam do mojej nagrody dla zwycięzców - lodów ciasteczkowo-snickersowych mniam!

wtorek, 14 maja 2013

Krótki post paznokciowy oraz kilka ogłoszeń


Na początek się wytłumaczę, dlaczego w ostatnim czasie jest u mnie tak cicho - maj zdecydowanie należy do tych miesięcy, w których mam masę spraw na głowie. Dlatego też pojawia się tak mało postów i praktycznie nie udzielam się na Waszych blogach. Myślę, że już od przyszłego tygodnia wszystko wróci do normy i będę mogła należycie zająć się blogiem.

Dziś, przyznaję szczerze - notka na szybko. Przedstawiam Wam mani, które udało mi się zmalować w wolnej chwili. Nie jest najstaranniejsze, ale moim zdaniem warte pokazania. Na czarnym matowym tle (muszę chyba pożegnać się w zmatowaniaczem od Essence, bo dzieje się z nim coś niedobrego i zaczął sprawiać kłopoty) przykleiłam kilka cyrkonii. Niewiele pracy, a efekt końcowy naprawdę efektowny. Lubię maty, jednak zdecydowanie mają to do siebie, że potrafią podkreślać nawet najmniejsze niedoskonałości...

I ta irytująca krzywa linia na małym palcu... ;/


I jak podoba się Wam efekt?

PS.
Dostaję od Was wiadomości dotyczące rozdania. Tak jak odpisywałam mailowo, tak napiszę jeszcze raz tutaj: Wyniki postaram się ogłosić na początku przyszłego tygodnia. Przepraszam, że trwa to tak długo, ale naprawdę do tej pory nie znalazłam na tyle czasu, aby podliczyć i zweryfikować wszystkie zgłoszenia. 

A w najbliższym czasie spodziewajcie się pachnących recenzji i pewnego cudeńka, które długo znajdowało się na mojej chciej-liście :)

Tym czasem wybaczcie mi moją nieobecność i trzymajcie za mnie kciuki :>

piątek, 10 maja 2013

Hean Maxxi Lash Flexi

Muszę przyznać, że recenzje tuszy nie należą do moich ulubionych. Mam swoich ulubieńców i nieczęsto znajduje kolejne perełki. Moje rzęsy są długie, ale niestety rzadkie przez co po większości tuszy wyglądają jak powyginana trzcina :)


W tuszu od Hean ukrywający się pod nazwą Maxxi lash flexi nie pokładałam wielkich nadziei. W kwestii rzęs bardzo ciężko mi dogodzić i uznałam, że tusz za 12 zł nie ma szans.


Oto co pisze o nim producent:

Efekt: elastyczne rzęsy i zero grudek. Maksymalne pogrubienie i zagęszczenie rzęs.

Tusz wzmacnia i odbudowuje strukturę rzęs. Aktywne składniki:

Proteiny pszeniczne - odżywiają rzęsy, wzmacniają i chronią przed niekorzystnym wpływem środowiska i nadmiernym wysuszeniem.

Hydrolizat keratyny - wzmacnia, ma działanie silnie regenerujące.

D-pantenol - odżywia, nawilża i stymuluje wzrost komórek rzęs. Ma zdolność utrzymywania wilgoci dlatego przeciwdziała wysuszaniu i ich łamaniu.

Wosk Carnauba - odżywia, nadaje połysk.

Modelująca silikonowa szczoteczka idealnie rozprowadza tusz na rzęsach, perfekcyjnie rozdziela i podnosi rzęsy. Tusz nie kruszy się i nie rozmazuje.

(zaczerpnięte ze strony Hean)




Pierwszym zaskoczeniem była sama szczoteczka. Cienka, stożkowa z grzebykiem zwężającym się ku końcowi. Nabiera odrobinkę za dużo tuszu, ale większość produktów tego typu tak robi. Opakowanie ma pojemność 10 ml.


Po pierwszym teście wypadła pozytywnie. Rzęsy były delikatnie pogrubione, wydłużone. Efekt był naprawdę bardzo naturalny. Kilka osób zauważyło, że "inaczej dziś wyglądam", choć jedyną zmianą był właśnie ten tusz :)
 




Jedna warstwa


dwie warstwy
Plusy:
  • lekko pogrubia
  • lekko wydłuża
  • podkręca rzęsy
  • nie tworzy grudek
  • nie skleja rzęs
  • nie osypuje się przez cały dzień
  • szczoteczka dobrze rozczesuje rzęsy
  • nie rozmazuje się
  • nie odbija się na powiece
  • wydajny
  • tani
Minusy:
 Można zauważyć, że plusy zdecydowanie górują nad minusami. Po tusz ten z przyjemnością sięgam na codzień. Daje delikatny efekt, który w zupełności mi wystarcza.

niedziela, 5 maja 2013

Sleek Make Up Blush, Rose Gold

    Tak jak obiecałam w poprzednim poście, dziś kolejna recenzja. Tym razem przedstawiam Wam produkt, który oswajałam przez naprawdę długi czas. Na początku uważałam go za całkowitą porażkę, potem uznałam, że to po po prostu wina nietwarzowego koloru. Dopiero niedawno znalazłam na niego złoty środek.


O kim mowa? O produkcie jaki dostałam do testów naprawdę dawno temu (i z góry przepraszam, że te recenzję tak się przeciągnęły - moja cera przez ostatnie pół roku urządzała mi taki Sajgon, że wolałam nie pokazywać żadnych na-twarzowych produktów) od Kosmetykomanii. Jest to tester różu Sleeka w kolorze Rose Gold.


    Kolor jest  połączeniem brzoskwinki z mnóstwem mikroskopijnych złotych drobinek. Z jednej strony bardzo ładny, ale bardzo długo nie mogłam go oswoić. Jak już wiele razy zaznaczałam w kwestii modelowania twarzy jestem laikiem i zwykle efekt nie przypomina tego zamierzonego. Dodatkowo nie sprzyjał mi fakt, że róż ten jest bardzo mocno napigmentowany (co u normalnych ludzi byłoby jego zaletą). Nakładany kulkowym pędzlem Hakuro H54, czy lekko spłaszczonym jajkiem E.L.F. Blush Brush tworzył u mnie pomarańczowo-złote placki.
    Z pomocą przyszedł mi Beauty Blender (kolejny plus dla różowego jajka, powinni chyba zacząć płacić mi za reklamę, bo ostatnio co krok wychwalam tą różową gąbkę ;)). Jajkiem lekko pociągam po powierzchni różu i delikatnie wstemplowuję go w twarz w pożądanym miejscu. W taki sposób efekt jest delikatniejszy. A jeśli przesadzę z ilością lekko rozcieram granice pędzlem H54.


Oto co mówi o nim producent:
"Róż do policzków o jedwabiście gładkiej, mocno napigmentowanej formule. Doskonale wtapia się w skórę nadając cerze od subtelnego, delikatnego i zdrowego blasku do mocnego efektu. 
Delikatna, jedwabista tekstura różu ułatwia nakładanie - kosmetyk nie tworzy smug, nie obsypuje się. 
Róż długo utrzymuje się na policzkach, doskonale rozświetla i ożywia twarz. 
Idealny do makijażu codziennego jak i wieczorowego.
Bardzo wydajny

Zapakowany w solidne estetyczne opakowanie z lusterkiem

Waga: 8g 
Termin przydatności: 24 m-ce od otwarcia"



 Plusy:
  • mocno napigmentowany
  • przy użyciu BB dobrze wtapia się w skórę i dodaje zdrowego blasku  
  • umiejętnie nakładany nie tworzy smug
  • nie osypuje się
  • wytrzymuje cały dzień
  • wydajny
  • pełnowymiarowy produkt zamknięty jest w eleganckim opakowaniu z lusterkiem
    Minusy:
  • łatwo z nim przesadzić 
  • słaba dostępność (produkty Sleek możemy zakpić jedynie poprzez strony internetowe, np Kosmetykomanii)    

 
    Podsumowując, bardzo polubiłam ten produkt. Daje bardzo ładny dziewczęcy efekt, dodaje cerze blasku i świeżości. Zdaje mi się, że nawet mi pasuje, a ja dobrze się w nim czuję i często po niego sięgam nie dodając na policzki już nic więcej.





A Wy, lubicie produkty Sleeka? Paletki cieni podbiły Wasze serca, czy może macie innych ulubieńców pośród produktów tej marki?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...