Tester Bronzera W7 otrzymałam w ramach współpracy z drogerią internetową Kosmetykomania.pl.za co bardzo dziękuję. Dwa dni po otrzymaniu przesyłki dostałam pełnowymiarowy produkt jako część prezentu urodzinowego,który recenzuję w poniższej notce. Tester postanowiłam oddać Wam.
Macie czas do 31 grudnia.
To, że otrzymałam produkt W7 nie wpłynęło w żadnym stopniu na moją recenzję.
****************************************************************************
Ten bronzer marki W7 znany jest chyba każdemu. Ogłoszony jest tańszym odpowiednikiem Benefitowej Hooli i wiele osób twierdzi, że oba są identyczne, więc po co przepłacać?
Czy się z tym zgadzam ? Nie
Wizualnie przypomina Hoolę tu się zgodzę, ale już przy otwieraniu pudełeczka widać różnice.
Po pierwsze metal z produktem u Benefitu umocowany jest idealnie, bez żadnych odgięć. Tutaj, hmmm lekka fuszerka, ale to przecież nie jest najważniejsze.
To o czym nie napisałam na wstępie, Hooli nie posiadam, ale lubię się jej przyglądać w Sephorze. Taka już ze mnie sknera, że nie lubię pozbywać się funduszy na drogie pudry (ani kredki, ani cienie, ani tusze. Co innego pomadki. I podkłady. Podkład musi być dobry). No dobrze, wracając do tego mini porównania, które zaraz skończę i powrócę do właściwej recenzji. Różnica numer dwa - kolor. Hoola zdaje mi się być nieco jaśniejsza. Różnicą trzecią będzie pewnie trwałość.
Na początek recenzji wielki plus dla W7 za proste przeznaczenie produktu. Matowy bronzer do konturowania. Koniec. Żadnych magicznych sztuczek i efektu operacji plastycznej twarzy. To właśnie lubię w produktach, spełniają rolę jaką nadał im producent.
Z danych technicznych powiem, że otrzymujemy 6g produktu ważnego rok od otwarcia. w tekturowym kartoniku, który zajmuje sporo miejsca w mojej szufladce (a tak poza tym właśnie sobie uzmysłowiłam, że malowanie moich szufladek odkładam już od prawie 2 lat...). Na początku myślałam, że opakowanie długo ze mną nie przetrwa i się rozleci, ale okazało się być solidne.
Do zestawu dołączony był pędzelek, ale operowanie czymś takim to wyższa szkoła jazdy, więc go porzuciłam. Ale włosie było super milutkie w dotyku.
Kolejny plus to kolor. Dla mnie idealny, ciepły odcień, bez żadnych pomarańczowych tonów. . Takie lubię najbardziej.
Na plus zaliczam także zapach, a raczej jego brak. Na początku bardzo lubiłam zapach Inglotowego bronzera, ale przy codziennym używaniu stał się strasznie męczący. Tu nie ma tego problemu.
Minusy? Zauważyłam trzy. Pierwszym jest trwałość, choć nie jest najgorzej. Na mojej mieszanej cerze trzyma się około 4-5 godzin, co nie jest złym wynikiem, ale szukam czegoś, co wytrzymałoby ze mną cały dzień (plusem w minusie jest to, że znika równomiernie). Minus numer dwa wynika z mojego braku umiejętności władania pędzlem, a jest nim to, że, kiedy przesadzimy z produktem W7(a to wcale nie takie trudne) ciężko naprawić wyrządzone sobie krzywdy i lepiej zmyć całość nałożonego make-upu i zacząć od nowa. Zwykle nakładam go pędzlem Hakuro H21. Trzeci minus to dostępność. Stacjonarnie raczej go nie kupimy. Zostaje nam allegro, kosmetykomania, czy inne strony internetowe posiadające produkty W7 w swoim asortymencie.
Podsumowując,
PLUSY:
- spełnia obietnice producenta
- kolor bez domieszki pomarańczy
- Solidne opakowanie
- niedrogi (ok 30 zł z wysyłką)
- spora ilość produktu (6g)
- bezzapachowy
- Łatwo z nim przesadzić
- schodzi po ok 4 godzinach (cera mieszana)
- dostępność
Lampa |
podoba mi się opakowanie :)
OdpowiedzUsuńJest przepiękny i marzy mi się od dawna. Uwielbiam matowe bronzery ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wygląda :) Na policzkach wygląda raczej delikatnie ale właśnie o to chodzi. :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
fajnie wygląda a opakowanie śliczne;)
OdpowiedzUsuńps. wesołych świąt;)
wygląda na twarzy ładnie:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na konkursy!
Do wygrania krem do rąk i paznokci
Do wygrania bransoletka
Chyba jednak kupię Hoolę...
OdpowiedzUsuńlubię go, ale wkurza mnie,że tak szybko znika z twarzy
OdpowiedzUsuń