wtorek, 2 grudnia 2014

MAC Brush Cleanser


   Płyn do czyszczenia firmy MAC jest moim zdaniem jednym z najlepszych na rynku. Choć może nie należy do najtańszych (w firmowych salonach MAC musimy zapłacić za niego 50zł przy pojemności 235ml) to zdecydowanie wart jest swojej ceny.
   Należy jednak pamiętać, że jest to produkt przeznaczony do odświeżania i dezyfekcji pędzli i w żadnym wypadku nie zastąpi im regularnego prania. Ja używam go głównie do oczyszczania pędzli do eyelinera i brwi po każdym użyciu, choć czasem zdarza mi się także użyć go do pędzli do podkładu w kryzysowych sytuacjach.


   Największą wadą produktu jest opakowanie, a dokładniej sposób w jaki producent rozwiązał kwestię wydobywania płynu z butelki. MAC zaoferował nam mało wygodne rozwiązanie, przy którym należy bardzo uważać, aby nie wylać zbyt dużej ilości produktu. Ja zdecydowałam się na przelewanie do mniejszej (15ml) buteleczki z atomizerem co znacznie ułatwia sprawę oraz genialnie sprawdza się w podróżnej kosmetyczce.


   Co ważne, płyn ten nawet przy dłuższym użytkowaniu nie wpływa negatywnie na włosie pędzli. Czyści szybko i dokładnie, a pędzle już po krótkiej chwili są gotowe do użycia.

poniedziałek, 15 września 2014

Golden Rose Velvet Matte 10, 11, 12, 13, 19, 24


   O matowej serii pomadek od Golden Rose powiedziano już chyba wszystko. Dlatego też nie będę wielce odkrywcza, a cały post skupi się głównie na ukazaniu kolorów jakie posiadam. Ze strony technicznej dodam tylko, że ja szminki te uwielbiam - za trwałość (u mnie potrafią trzymać się bez zarzutu dobrych kilka godzin), równomierne zjadanie oraz cenę. 


   W swojej kolekcji na chwilę obecną posiadam 6 odcieni ale od razu przyznaję, że w planach mam kilka następnych egzemplarzy (są obecnie produktem miesiąca Golden Rose i kosztują 8,90zł). Chociaż możemy znaleźć mnóstwo opisów i zdjęć z VM w roli głównej, ja przy próbie skompletowania zamówienia opierając się na swatchach czuję lekki niedosyt niektórych kolorów z gamy. Dlatego też postanowiłam dołożyć swoje pięć groszy na ich temat.


   Numer 10 może wydawać się najzwyklejszym kolorem nude. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest to jedyny nude, który mi pasuje. Chociaż przeważnie stawiam na kolor na ustach, wypada mieć w kolekcji coś neutralnego. Baardzo długo szukałam koloru, który nie stworzy u mnie dziwnie wyglądającego trupiego efektu i wszystko to znalazłam w tej pomadce. Jest to nude z wyraźnie różowymi tonami, który na moich ustach wygląda bardzo naturalnie, ale nie blado.

.
   Kolor opatrzony numerem 11 to żywy, malinowy róż,który możemy już zaliczyć do gamy czerwieni. Pierwsza pomadka z tej serii jaką kupiłam i mocno eksploatowany przeze mnie kolor. Z czarną kreską na oku potrafi stworzyć nam cały makijaż. Przetrwała całonocną imprezę na koniec pozostawiając po sobie delikatny cień koloru.


   Numer 12 jest dość interesującym kolorem. Zgaszony lekko fioletowy róż, tak właśnie widzę ten kolor. Przypomina mi pomadkę Rimmel Lasting Fisnish by Kate nr 19 w nieco mocniejszej, matowej wersji.


   Żywa, soczysta fuksja. I choć zwykle nie wybieram takich odcieni, ten ma w sobie coś, co sprawiam że wygląda dobrze na moich ustach. Przyznam, że nie jest to mój ulubiony kolor i nie sięgam po niego zbyt często, ale zdecydowanie wart miejsca w mojej kolekcji.


   I chyba już samo zdjęcie mówi, który kolor lubię najbardziej. Kocham czerwienie na ustach i gdybym tylko mogła to nosiłabym je codziennie. Dość ciemna czerwień w nieco chłodnym odcieniu to właśnie propozycja Golden Rose opatrzona numerem 19 (muszę przyznać, że seria velvet matte ma w swojej gamie jeszcze kilka ciekawych czerwieni, które zaciekawiły mnie na tyle, aby je kupić przy najbliższej okazji).


   Po sukcesie podstawowej dwudziestki Golden Rose zdecydowało się wypuścić kolejne siedem odcieni (w tym dwie cudne czerwienie). I tym oto sposobem moją kolekcję zasilił numer 24, czyli oto moje kolejne podejście do pomarańczu. Kolor w opakowaniu wydaje się być lekko neonowy, ale na ustach zyskuje nieco szlachetności. Na zdjęciach możecie zauważyć złotą poświatę, która jest niewidoczna na żywo (ani na ustach ani w opakowaniu, to chyba sprawa odbijania światła).


   Kiedy mam ochotę na kolor, o który nie chcę się martwić w ciągu dnia i który ten dzień przetrwa na moich ustach, sięgam po pomadki velvet matte. Choć nie są one do końca matowe (dla mnie to bardziej satynowe wykończenie) to wybaczam im wszystko ze względu na to, jak fenomenalnie utrzymują się na moich ustach.

zdjęcie można powiększyć
A żeby dać im równe szanse pokaże Wam je w towarzystwie jedynie kreski na oku (to czego brakuje mi najbardziej w ich recenzjach to właśnie ich pokazania efektu na całej twarzy).

zdjęcie można powiększyć

piątek, 4 lipca 2014

OH MY GOSH 037 Ocean Club


   Dziś nadal pozostajemy w strefie brokatów, choć tym razem efekt jest mocniejszy i zdecydowanie bardziej nadaje się na jakąś okazję niż do noszenia na co dzień. Mani zdecydowanie przyciąga uwagę i za każdym razem przynosi mi masę komplementów.


   Mini lakier GOSH o numerze 037 Ocean Club to bezbarwna baza, w której zatopiono mnóstwo niebieskich i zielonych hologramów o dwóch wielkościach. Zdecydowanie przeważa niebieski, choć intryguję mnie, czy zielona baza nałożona pod ten glitter wzmocniłaby efekt. Lakier ma pojemność 5ml, a jego cena waha się w granicach 10zł.

Tym razem na paznokciach baza w postaci kobaltowego metalika Lovely nr 94 i dwie warstwy OH MY GOSH. Wszystko utrwalonew warstwą Seche Vite.






środa, 2 lipca 2014

Manhattan Lotus Effect Nail Polish Glitter 10S Gliter Gold

  Z lakierami Manhattan (a w sumie to z całym asortymentem tej firmy) nigdy nie było mi po drodze. Pierwszy lakier z logiem M na zakrętce otrzymałam w ramach współpracy i sprawował się całkiem dobrze, jednak nadal szafa Manhattan nie przyciągała mojej uwagi na dłużej. Drugi egzemplarz ich lakierów zasilił moją (cięgle rozrastającą się kolekcję) o kolejny odcień. Tym razem zdecydowałam się na złoty brokat opatrzony symbolem 10S o nazwie Glitter Gold.

   Sam kolor to bezbarwna baza w której zatopiono mnóstwo brokatu ze znaczną przewagą złota, choć dopatrzeć możemy się także zieleni oraz srebra. Za ceną około 11zł dostajemy 11ml emalii z naprawdę dobrze wyprofilowanym pędzelkiem. Trwałość zaliczam na plus, na paznokciach pokazuję Wam mani po 4 dniach noszenia. Nic nie odpryskuje, nic się nie ściera - takie lakiery lubię najbardziej. Na paznokciach 3 warstwy (solo) utrwalone standardowo Seche Vite.





sobota, 5 kwietnia 2014

something on red


   Tym razem mocno archiwalnie, czyli pierwsze próby namalowania czegoś przy pomocy farbek akrylowych. No właśnie, 'czegoś' to zdecydowanie najlepsze słowo. Ale to nie mój brak umiejętności ma grać dziś główną rolę, a cudowna, żeolowa czerwień Golden Rose nr 317 z serii proteinowej. Lakier ma typowo żelowe wykończenie, a pokryty dodatkową warstwą Seche Vite prezentuje się genialnie!

   Nakładanie jest bezproblemowe, a konsystencja ułatwia równomierne rozprowadzanie lakieru na płytce. Dwie warstwy dają pełne krycie bez prześwitów końcówek. Genialna czerwień, co potwierdza fakt, że zużyłam już prawie całą buteleczkę o dość sporej pojemności 12,5 ml.

Wyniki rozdania

Z miesięcznym poślizgiem (za co przepraszam!), ale w końcu udało mi się znaleźć chwilę, aby wszystko zweryfikować i wyłonić zwycięzcę.


WalkingOnAir, gratuluję i proszę o kontakt mailowy.


piątek, 4 kwietnia 2014

Przyjemniak


   No dobra, wiem, że mam spore zaległości w pokazywaniu Wam lakierów, ale nie myślałam, że jest tak źle. Bohater dzisiejszego postu wyprowadził mnie z błędu wpisując się w rekordową ilość czasu zakup-nałożenie na paznokcie z wynikiem 1,5 roku. Może to przez jego formułę, może to przez jego kolor, może to Maybelline... Tak czy inaczej, dziś kolej właśnie na niego.

  Color Club (bez żadnej naklejki z oznaczeniem czy nazwą koloru) pochodzi z zestawu, które co jakiś czas rzucane są na półki w TkMaxxie. Kolor jest dość specyficzny, bowiem w 15 mililitrowej buteleczce spogląda na nas ładny mysi metalik, a tak naprawdę jest to srebro o perłowym wykończeniu. Taka mała niespodzianka. Jako pierwsza przeciwniczka perłowych wykończeń odrzuciłam biedaka w kąt i tak sobie leżakował aż do dzisiejszego popołudnia.


   Przy aplikacji trzeba uważać, bo jego formuła uwidacznia na płytce każde pociągnięcie. Dwie warstwy załatwiają sprawę, Wykończenie jest półmatowe i tutaj pojawiło się kolejne pytanie, czyli co z nim dalej zrobić? Pokryć topem, a może zmatowić? Jednak efekt końcowy tak przypadł mi do gustu, że postanowiłam nie robić z nim absolutnie nic.
   A więc po raz pierwszy od dawna mogę coś napisać o szybkości wysychania. Otóż tutaj jest całkiem przyjemnie, 10 minut i wierzchnia warstwa załatwiona, jednak dla pełnego utwardzenia należy zaczekać kolejne 10 minut. Zobaczymy jak będzie ze ścieraniem końcówek, ale w chwili obecnej jestem zdecydowanie na tak!

Warto też wspomnieć, że ma jakieś 'magiczne' zdolności do optycznego wydłużania płytki. I ukazywania wszystkich jej nierówności. Niestety.







LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...