sobota, 2 listopada 2013

Szminkowe odkrycie roku: Inglot Freedom System Lipsticks


   Szminka idealna. Temat rzeka, każdy szuka, niektórzy znajdują. Każdy kto mnie zna wie, że mam ogromnego hopla na punkcie pomadek i moja kolekcja systematycznie się powiększa. Tej idealnej formuły szukam już od wielu lat, a warunki nie są zbyt wygórowane: mój ideał ma być kremowy, dobrze się nakładać i nie zjadać po 2 godzinach. Nic szczególnego prawda? Przez moje ręce (a raczej usta) przewinęło się mnóstwo pomadek, jedne lepsze, drugie gorsze, ale żadna nie spełniła tych oczekiwań. Zawiodły szafowe marki popularnych drogerii, zawiódł MAC (formuła cremesheen). Wszystkie wymagane elementy znalazłam w pomadce Bobbi Brown (do recenzji której zbieram się już rok!), jednak cena nie zachęca do kolorystycznych eksperymentów.
   Któregoś dnia podczas wizyty w Inglocie natrafiłam na ich pomadkowe wkłady z ówcześnie najnowszej kolekcji Color Play. Z gamy 10 dość fantazyjnych kolorów wybrałam najbardziej dzienny róż o numerze 69, który został mi także nałożony na usta. Po jakiś 2-3 godzinach zakupów wracam do domu, patrzę w lustro i... Nadal mam kolor na ustach! I to nie byle jaki, w pół zjedzony róz, tylko intensywną, matową fuksję!
   Tym sposobem natrafiłam na genialne szminki w jeszcze genialniejszej cenie (10-12zł sztuka). W ciągu ostatniego miesiąca moja kolekcja poszerzyła się o 4 nowe odcienie (tak kończy się codzienne mijanie trzech salonów Inglot).

   Wkłady możemy dostać w dwóch formał - kółko(10zł) i kwadrat (12zł), choć okrągłe wkłady są obecnie w fazie wycofywania. Wkłady pomadek tak jak i zresztą cieni dostępne są w systemie freedom, czyli kupujemy pan'y i komponujemy z nich własne palety. Ceny palet wachają się od 10-20zł w zależności na ich wielkość (czy będzie to paleta na wkład pojedynczy czy popularna 'dziesiątka'). Moje szminki obecnie zajmują 'piątkę' starego typu - czarna, matowa paleta z odchylanym wieczkiem i lusterkiem w środku, obecnie już nie do kupienia, ponieważ zastąpiono je dość topornymi (moim zdaniem) paletami z magnetycznym wieczkiem.

   Forma wkładu nie jest najbardziej higieniczną opcją i zdecydowanie wymaga nakładania przy pomocy pędzelka. U mnie sprawdza się ten otrzymany w jednym z Wibo BOX'ów - ma skuwkę, więc bezproblemowo mogę wrzucić go do torebki razem z paletką.

   W swojej kolekcji posiadam jedynie wkłady kremowe, więc całą swoją wiedzę i odczucia opieram o tą formułę. Każdy kolor nakłada się bardzo łatwo, są niezwykle kremowe. Niewielka ilość daje pełne krycie, a kolor podczas noszenia z w pełni kremowego 'zjada się' do pół-matu. Na ustach bezproblemowo wytrzymuje około 5 godzin bez jedzenia i picia, ale nawet po posiłku dzielnie się trzyma i wymaga jedynie niewielkich poprawek.

  
   Numerek 06 to dosyć typowy odcień nude ze sporą domieszką różu. Choć zdecydowanie najlepiej czuję się w intensywnych kolorach jest on miłą odmianą, a w dodatku bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoją trwałością. Na moich ustach utrzymał się przez 4 godziny nie tracąc wiele ze swojej intensywności. Jak na taki delikatny, jasny odcień to bardzo, ale to bardzo dobry wynik!

   
    Kolor ten pochodzi z dość szalonej kolekcji Color Play (żółtka/zielona pomadka? Czemu nie!) i ma inną formułę, Jest odrobinę bardziej tępy niż pozostałe i czasem potrafi przesuszyć moje usta. Jednak jego intensywność jest imponująca. Trzyma się od rana do wieczora (nawet 10 godzin, przy czym traci odrobinę ze swojej intensywności i delikatnie 'zjada się' ze środka ust), a na koniec trzeba się jeszcze przyłożyć, aby się go pozbyć. Kolor to dość cukierkowa fuksja wobec której nie da się przejść obojętnie!


   Mój najnowszy nabytek. Pod numerem 83 kryje się dość nietypowy kolor, który określiłabym jako ciepłą czerwień z niewielkim dodatkiem fuksji. Trwałości nie miałam jeszcze okazji do końca sprawdzić, ale z pierwszych testów wyszedł obronną ręką.


   Na ten kolor zostałam namówiona z Inglocie po moim sprecyzowaniu czego szukam ("ciemny, ale nie za ciemny, może coś z fioletem? Ale, żeby nie był zbyt fioletowy") i w żadnym wypadku decyzji nie żałuję, ponieważ to strzał w dziesiątkę! Ciemna wiśnia o całkowicie bezozdobnikowy formule to mój hit jesieni.


   Całkowicie spontaniczna decyzja motywowana tym, że nie mam nic fioletowego. Kolor - niewypał i chyba nigdy nie zdecyduję się nałożyć go solo. Całkiem nieźle sprawdza się jednak wymieszany z lekkimi różami dając dość niecodzienną ale całkowicie "moją" kompozycję.


   Podsumowując, szminkowe wkłady Inglota są zdecydowanie warte uwagi i szczerze polecam się z nimi zapoznać. Kupując wkład nie ryzykujecie wiele, a możecie znaleźć naprawdę genialne mazidło.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...