niedziela, 30 września 2012

Sally Hansen Base&Top Coat

Produkt, o którym mogłam napisać już bardzo dawno temu. Mogłam, bo na początku wydawał się idealny. Recenzja w samych ochach i achach. Ale powstrzymałam się. Postanowiłam zaczekać i zobaczyć co będzie później.

Czy zmieniłam zdanie na jego temat?
NIE.


Od producenta:
Odzywka na bazie morkich alg i kompleksu witaminowo- mineralnego. Opatentowana technologia Time Release zastosowana w odżywkach Sally Hansen Continuous działa przez długi czas- stale wzmacnia i odżywia paznokcie, a także uwalnia odżywczy kompleks witaminowy.

Po zastosowaniu preparatu manicure staje się mocny, odporny na odpryskiwanie i lśniący. Piękne paznokcie mogą utrzymac się nawet do 10dni.

Jako baza podkładowa preparat wygładza płytkę paznokciową i sprawia, że lakier lepiej przylega do paznokcia, dzięki czemu dłużej się utrzymuje.
Jako top coat preparat utrwala manicure i nadaje mu piekny połysk.
Jak używać: Na suche i czyste paznokcie nałóż 1 warstwę preparatu. Po jej wyschnięciu pomaluj paznokci 1-2 warstwami kolorowego lakieru i poczekaj aż wyschnie. Następnie nałóż jeszcze jedną warstwę odżywki.

Tak wygląda w swoim pudełeczku. Zdjęcie z archiwum bloga, bo pudełko wyrzuciłam :)
 Plus numer jeden:
Przedłuża wytrzymałość lakieru. I to zdecydowanie. Moje ukochane 3 dniowe lakiery Wibo we współpracy z tym produktem spokojnie wytrzymują cały tydzień bez żadnego problemu. W tym przypadku sprawdza się idealnie.

Plus numer dwa:
Duża butla 13,3 ml za niewielką cenę - w drogerii nocanka klik coś pomiędzy 10-15 zł (niestety nie mogę znaleźć linku do produktu). Niewielka cena za super jakość.

Plus numer trzy i cztery:
Wydajność - wystarczy jedna cieniutka warstwa aby ładnie pokryć paznokieć tym bezbarwnym produktem. Jest dość lejący, ale nie wylewa się poza płytkę. Dzięki tej konsystencji bardzo szybko wysycha na pazurkach.

Plus/minus x2:
Jako top sprawdza się średnio. Niby nabłyszcza, ale to taki leciutki błysk. W tym celu nie używam, wolę top od Essence :) Drugim minusem może być zapach. Jest dość mocno śmierdzący (bo inaczej nie umiem tego nazwać, choć zwykle lubię zapach lakierów)

Minus:
Jedyny jak dla mnie minus to nieprzeźroczyste opakowanie. Przez to nie wiemy ile produkty jeszcze zostało.




 Jak dla mnie bomba. Uwielbiam i polecam każdemu, kto szuka dobrego top coatu i chce przedłużyć trwałość swojego mani.

Produkt dostałam w ramach współpracy z drogerią internetową nocanka.pl, jednak w żadnym stopniu nie wpłynęło to na moją recenzje, która jest moim osobistym uwielbieniem tego produktu :)

środa, 26 września 2012

Róż/Bronzer Inglot

Dziś recenzja produktu, który uwielbiam pod każdym względem, a mianowicie różu od Inglota, który w moim przypadku stał się idealnym matowym bronzerem.




Inglota kocham całym sercem. Czy to pomadki, błyszczyki czy genialne cienie. Puder, który mam średnio mi odpowiada, ale nie jest zł. Ten produkt przemówił do mnie od pierwszego maźnięcia testerem i musiał być mój.
Jest to kolekcja(?) Freedom System, czyli kupujemy osobno opakowania i wkłady. Są różne warianty. Ja zdecydowałam na opakowanie pojedyncze, które kosztowały chyba 12 zł. Wkład różu to wydatek 15 zł, więc łącznie 27 zł za 6 g produktu to cena, którą można znieść.

 Producent umieścił kolor o numerze75 w palecie róży, ale dla mnie to typowy bronzer w ciepłej brązowej tonacji. Bezdrobinkowy.
Jest łatwy w aplikacji, nie sprawia większych problemów. Można nakładać kilka warstw dla mocniejszego efektu, ale myślę, że byłby wtedy dla większości za ciemny. Ja nakładam go flat topem z elfa. Utrzymuje się bardzo dobrze, schodzi razem z podkładem. Nie mam mu nic do zarzucenia, może oprócz tego, że troszkę pyli.
 Dodatkowym plusem jest dla mnie jego pudrowy zapach.


Zdjęcia opakowania robione późną porą z lampą i bez dlatego kolory się różnią. Na polikach efekt w świetle dziennym.

Bez lampy

z lampą

z lampą

bez lampy

Bez lampy

 z Lampą
Podsumowując, polecam. Produkt tani, wydajny, i o bardzo dobrej trwałości.




poniedziałek, 24 września 2012

głęboko oczyszczająca maseczka rozgrzewająca - recenzja gościnna

Tak jak w tytule, dziś pierwsza recenzja gościnna. Maseczkę tę otrzymałam do testów od drogerii internetowej Nocanka.pl. Produkt, którego byłam bardzo ciekawa, ale niestety moja skóra nie pozwala na przetestowanie go przez najbliższe pół roku. Dlatego też dostał się w łąpki mojego kochanego pogromcy błędów :) Od razu ostrzegam, Martyna jest bardzo wymagająca co do kosmetyków i przeanalizowała każde słowo producenta :)

Link do produktu: KLIKAMY

Tyle wstępu, teraz już oddaję głos.

*****************************

Na początku kilka słów od producenta:
Montagne Jeunesse – Hot Masque – Apricot & Almond Oil – głęboko oczyszczająca maseczka rozgrzewająca
W opakowaniu o pojemności 20 ml zamknięta jest maseczka żółtego koloru ma kremową, miłą konsystencję – łatwo się nakłada. Dla każdego kto lubi funkcjonalne połączenia – ta maseczka jest właśnie jednym z nich. Bezbłędnie oczyszcza twarz i za sprawą ogrzewania pozwala na chwilę relaksu. Jej działanie jest satysfakcjonujące! Kosmetyku używa się cudownie – rozgrzewa twarz, a po zmyciu pozostawia buzię gładką, nawilżoną i czyściutką.
Sposób użycia:
Przed zabiegiem należy dokładnie oczyścić twarz, następnie umieścić saszetkę w bardzo ciepłej
wodzie na ok. 1 minutę. Nakładać opuszkami palców na twarz omijając okolicę oczu i ust.
Pozostawić na 10 do 15 minut, po czym spłukać wodą. Maseczka nie zasycha.


Nadszedł czas recenzji „Montagne Jeunesse – Hot Masque – Apricot & Almond Oil” , czyli głęboko oczyszczającej maseczki rozgrzewającej.

Jako, że bardziej wychodzi mi krytyka niż pochwała zacznę od minusów.
-Po pierwsze:  Opakowanie!
Trudno było dostać się do maseczki. Walczyłam dzielnie, ale ostatecznie sięgnęłam po nożyczki.  Wolę jednak, kiedy otwarcie opakowania pomaga mi dostać się do produktu niż mi to utrudnia. Jak już dostałam się do wnętrza moim oczom ukazała się płynna maseczka. Czyli czas na minus numer dwa.
-Po drugie: Płynna konsystencja!
Uwielbiam maseczki peel-off, które mają idealną moim zdaniem konsystencje, niezbyt gęstą, ani za rzadką. Lubię bawić się w ich ściąganie, a dodatkowo mam wrażenie, że oczyszczają moją skórę. Mogę, więc być nieco stronnicza, ale mam wrażenie, że ta maseczka była zbyt rzadka. Miałam do czynienia dosłownie z mleczkiem. Nakładanie przez to okazało się być trudne. Producent pisze, aby nakładać ją opuszkami palców (hmm płyn nakładać opuszkami palców chyba zajęło by to wieczność, no, ale dla chcącego nic trudnego). Widząc płyn w saszetce postanowiłam wylać go sobie troszkę na rękę i działać. Radzę nakładać ją nad zlewem bo oczywiście jak to płyn zawsze gdzieś się wyleje.
-Po trzecie: Tytułowe głębokie oczyszczenie.
No tu chyba wypowiedzieć się nie zdołam. Nie mam raczej problemów z cerą, no ale ja nic nie „poczułam”. Może tam coś oczyszcza- nie wiem.

No to chyba nadszedł czas na plusy.
Zapach
Zapach intensywny i całkiem fajny, chociaż ja tam nie czułam migdałów i brzoskwini. Ale co ja tam wiem o zapachach, podobno nie wiem jak pachnie budyń. :P Ten niezidentyfikowany zapach długo utrzymywał się na mojej skórze z czego jestem zadowolona, bo zwykle maseczki które ładnie pachną nie sprawiają, że nasza skóra po zmyciu maseczki również tak pachnie.
Czy rozgrzewa?
Tu mogę z pewnością stwierdzić, że tak. Czułam takie milutkie ciepełko na twarzy. Zatem na zimowe wieczory to doskonały sposób, na chwilę relaksu.

Podsumowując moim zdaniem producent powinien zmienić nazwę z głęboko oczyszczającej na głęboko nawilżającą. Czułam, że moja skóra jest nawilżona bardziej niż oczyszczona.

Jest to mój debiut, więc mam nadzieje, że moja pierwsza recenzja jest do czegoś zdatna i komuś się przyda. 




sobota, 22 września 2012

Firmoo Glasses + kilka nowości od Wibo

Jakiś czas temu dostałam propozycję przetestowania okularów firmy Firmoo.com klik , które mogłam wybrać sama. Szczerze, nie zastanawiałam się długo bo jestem prawdziwym maniakiem okularów przeciwsłonecznych i od razu pewien model wpadł mi w oko. Wysyłka z Szanghaju zjawiła się u mnie w niecały tydzień, czyli naprawdę ekspresowo! A okulary - miłość od pierwszego wejrzenia.


 Uwielbiam okulary. Wszelkiego rodzaju, jeśli tylko w miarę dobrze na mnie wyglądają. Wielbię wielkie szkła, więc te od razu mnie zachwyciły. No i ten ich żółty kolor. Od razu zaznaczam, że nie jest to model dla ludzi z drobną buzią, chyba, że lubią nosić okulary na pół twarzy. Dla mnie - genialne.
Przybyły z całym wyposażeniem - dwoma pokrowcami (plastikowym i materiałowym), ściereczką i zestawem śrubek i śrubokrętem (?) do dokręcania jeśli okulary się poluzują.



Dla mnie same pozytywy. Okulary bardzo polubiłam, są wygodne w użyciu i to chyba jedyne moje okulary, o których pamiętam, aby je zabrać ze sobą i w tym miesiącu trzy razu ratowały moje oczy po wizytach u okulisty.
Jedyny minus - cena. 48$ to nie najniższa cena. Jednak Firmoo myśląc o nowych klientach umożliwia im zakup okularów w cenie ich wysyłki, co moim zdaniem jest świetnym pomysłem na zachęcenie nowych osób. Więcej o programie możecie przeczytać tu: KLIK FOR FREE GLASSES

A na koniec zdjęcie okularów na mojej niewyjściowej twarzy:

Nie ma to jak odbicie w okularach :)



___________________________________________________

A teraz część druga posta, czyli trochę najnowszych zapowiedzi od Wibo.
W październiku ze sklepów znikają nawilżające pomadki firmy a na ich miejsce wchodzi seria Eliksir.
Przed Wami kolorystyka pomadek:






Zaciekawił Was któryś kolor? Bo mi trzy mocno wpadły w oko :)

środa, 19 września 2012

Nowości od Wibo

Ostatnio pisałam Wam o październikowej nowości firmy - Glamour Diva KLIK
A Wibo na swoim fanpagu już pokazało nam kolejną nowość - 5 nowych lakierów Glamour Nails!
Lakiery Wibo to to, co kocham najbardziej i już wprost nie mogę się ich doczekać!


Tekst i zdjęcia zaczerpnięte z facebookowego fanpagu firmy klik:

Kobiety uwielbiają błyskotki! Szczególnie jeśli jest to przepiękna biżuteria i modne dodatki do stroju. W tym roku firma Wibo postanowiła zapewnić swoim klientkom najmodniejszy w tym sezonie dodatek: kolekcję Glamour Nails. Jest to najnowsza limitowana kolekcja lakierów zawierająca 5 błyszczących buteleczek z lśniącymi drobinkami. Zapewni idealne wykończenie dla wieczorowej stylizacji w najmodniejszych kolorach tego sezonu.




Jestem ciekawa szczególnie tego brązowo-rudego koloru. 
A wy co sądzicie o lakierach (i nie tylko) od Wibo? Lubicie, czy wprost przeciwnie?

________________________

A na koniec o tym jak pozazdrościłam Wenie jej filmiku i postanowiłam nakręcić własny. Ale, że talentu przemawiania nie posiadam zdobyłam się na pazurkowy Step by Step. Poszło mi nie najlepiej, obraz żył własnym życiem, piosenka urwała się tam, gdzie nie powinna, ale zrzućmy to na stres spowodowany debiutem :)

A oto i film:

wtorek, 18 września 2012

Pomarańczowy peeling od Bielendy

Dziś recenzja, a ostatnio nie było ich za wiele.
Na tapetę rusza produkt, który testuję w ramach współpracy z firmą Bielenda, a jest to Pomarańczowy Peeling cukrowy wyszczuplająco-ujędrnaijący.


Opis: Zaczerpnięty ze skarbnicy wiedzy, czyli wizażowego KWC

"Skutecznie złuszcza martwe komórki skóry, eliminuje szorstkość i zgrubienia naskórka, wygładza nie powodując podrażnień. Masaż peelingiem działa antycellulitowo i wyszczuplająco: pobudza ukrwienie skóry, poprawiając jej jędrność i sprężystość; wygładza, zmiękcza, odświeża i nawilża naskórek. Skóra zaczyna `oddychać` i łatwiej wchłania składniki aktywne z pozostałych preparatów Pomarańczowa Skórka. Piękny aromat odpręża i relaksuje. Brązowy cukier trzcinowy zawiera naturalny kwas AHA, skutecznie usuwa martwe komórki naskórka, oczyszcza i wygładza skórę. Garcinia Cambogia hamuje odkładanie się tłuszczu w komórkach; wyszczupla i modeluje ciało. Olejek grejpfrutowy regeneruje, odżywia i napina skórę."
 

Dane techniczne:

Pojemność: 300ml
Cena: ok 15-16 zł
Gdzie: Rosmann, Natura, lokalne drogerie
Konsystencja: Gęsta papka cukrowa
Wydajność: Typowa jak dla innych peelingów Bielendy - średnio wydajny, ale nie ma tragedii
Ścieranie: Nie jest słabe, ale nie jest to też supermocny ścierak
Nawilżanie: oj tak!
Wygładzanie: Potwierdzam
Podrażnianie: Tu raczej nie powinno być problemów, ale ja nie jestem za dobrym przykładem, bo moja skóra podrażnia się od wszystkiego.
Odprężenie: Tak
Zapach: Nie chemiczno-pomarańczowy


 Zapach. No właśnie. Przecudowny! To nie taka chemiczna fuj pomarańcza jak u większości pseudo-pomarańczowych produktów ale też nie typowy zapach świeżej pomarańczy. Mi strasznie przypomina lody z dzieciństwa Manhattan o smaku pomarańczowo-śmietankowym.
Poza tym uwielbiam to lekkie natłuszczenie skóry po peelingach Bielendy. Ale żeby nie było tak różowo przyczepię się do wydajności. Ten peeling tak jak i poprzednie moje peelingi Bielendy do najwydajniejszych nie należy.
Co do ujędrnienia i wyszczuplenia - do tego potrzeba czasu i ... systematyczności. której mi brakuje.

Podsumowując - szczerze polecam, ale ostrzegam zapach jest obłędny i całkowicie uzależnia!




niedziela, 16 września 2012

Ambasadorki Wibo Box - zapowiedź

Tak jak mogłyście przeczytać w opisie - dziś mały spojler na temat tego co znajdzie się w pierwszym Wibo Boxie wysyłanym co miesiąc od września do stycznia do Ambasadorek marki. Pod koniec miesiąca możecie spodziewać się notki z kolekcją Glamour Diva od Wibo.


A oto co wchodzi w skład tej kolekcji:
  • Diva's Make Up Kit - Zestaw sześciu metalicznych cieni do powiek w idealnych kolorach do przygotowania wieczornego makijażu!
  • Diva's Celebrity Eyes - Sztuczne rzęsy w 2 wzorach
  • Diva's Gel Eye liner – Eye liner w żelu z błyszczącymi refleksami
  • Diva's Spectacular - Glitterowa maskara do rzęs

     Zapożyczone ze strony www.wibo.pl

    Kolekcja w sprzedaży dostępna będzie od października. Ja jak i pozostałe Ambasaroki zaprezentujemy je Wam troszeczkę wcześniej :)

     
A oprócz tego niedługo na blogu:
  •  recenzja peelingu od Bielendy
  • ostatnie przesyłki (chciałam Wam je pokazać już wczoraj ale nie przyszła ostatnia z nich. Jeszcze zastanawiam się czy nie pokazać wszystkiego w jednej zbiorczej notce z zakupami września, ale chyba nie wytrzymam do końca miesiąca:P)
  • Recenzja gościnna - Maseczka rozgrzewająca
  • Moje początki z prawdziwym dbaniem o włosy
  • Recenzje zaległych produktów ( w tym nieszczęsny podkład Under20)
  • Post z serii Buble i Hity (tu zapowiedź długoterminowa)
  • Duuużo lakierów i moich nieudolnych zdobień

wtorek, 11 września 2012

Na paznokciach: Wibo


Oto bohater dzisiejszej notki i kolejny element cyklu o lakierach Wibo KLIK. Buteleczka bez numerka.
Kolor- widmo. Zdjęcia prosto z aparatu nie oddają jego koloru i ujmują mu uroku. Rzeczywisty kolor to brokatowa morska zieleń złamana błękitem z dodatkiem złotego shimmeru. Jest on najbardziej transparentny przy pierwszej warstwie, ale druga daje pełne krycie. Na paznokciach wygląda obłędnie.
Co do danych technicznych całej serii Wibo odsyłam do notki zbiorczej. Powtórzę tyle, że kocham te lakiery.

Zdjęcia poddane obróbce, aby przypominały jego rzeczywisty kolor.

Bez edycji.                     


 Te zdjęcia chyba najlepiej oddają jego kolor:





LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...